piątek, 7 czerwca 2013

Spierzchnięte usta kontra Tisane

Jak już zauważyłyście, bądź nie, ostatnio zniknęłam. Niestety, ale na prawie 2 tygodnie. Na swoje wytłumaczenie mam tylko jedno słowo "sesja"- i pewnie większość z Was zrozumie o czym mówię. Ostatnie 2 tygodnie to był istny maraton, ale na szczęście chwilowo zrobiło się spokojniej. Bardzo się cieszę, że w końcu mogę coś napisać, bo brakowało mi blogowania. Wracam jednak i mam nadzieję, że posty pojawiać się będą regularniej :).

Dzisiaj postanowiłam napisać Wam co myślę o pewnym konkurencie Carmexa. Pewnie już wiecie? Tak, mowa o słynnym balsamie do ust Tisane, który kupiłam jak tylko pojawił się w Naturze. Czy stałam się jego fanką? Nie, ale o tym za chwilę. Zacznijmy od początku :).


Cena i dostępność:
W moim mieście (dosyć dużym) nie mogłam go nigdzie dostać. Jakiś czas później pojawił się w drogerii Natura i tam dostępny jest na pewno. Możecie też szukać w aptekach (również internetowych), bo część z nich ma go w swoim asortymencie. Za swój słoiczek zapłaciłam 7,99zł/ 4,7g, chociaż jego cena regularna to 9,99zł.

Od producenta:

Skład:


Moja ocena:
Moje początki z tym produktem były dosyć obiecujące i zapowiadało się na większą "przyjaźń". Niestety z czasem okazało się, że produkt działa, ale tylko wtedy gdy usta są delikatnie spierzchnięte. W momencie gdy usta są bardzo wysuszone i pieką, niestety sobie nie radzi. Uważam, że jest zdecydowanie słabszy, niż Carmex. Na ustach pozostawia delikatną, bezbarwną powłokę. Zapach w słoiczku jest przyjemny, lekki słodkawy, powiedziałabym, że miodowy. Na ustach zaś robi się nieprzyjemny i zostawia okropny, drapiący w gardło posmak. Konsystencja balsamu zależna jest od temperatury- jeżeli jest zimno to balsam robi się twardy, natomiast pod wpływem ciepła staje się miękki, łatwy do aplikacji. Opakowanie jest dosyć małe, ale bardzo przyjemne dla oka pod względem graficznym, dodatkowo podoba mi się fakt, że napisy nie ścierają się. O praktyczności słoiczka nie wspominam, bo to zależy od preferencji. Najważniejsze, że jest solidne, dobrze się zakręca, balsam jest w nim bezpieczny.


Ostateczna ocena:
Kupując ten balsam liczyłam na naprawdę wiele- przecież tyle dobrych opinii o czymś powinno świadczyć. Szybko się przekonałam, że przeliczyłam się. Balsam w jakimś stopniu wpływa na poprawę kondycji ust, ale stawiam go na równi z pomadkami Nivea, które stosuję raczej profilaktycznie i ochronnie. Produkt oceniam jednak jak balsam, a nie pomadkę, więc daje mu słabe 5/10.

Znacie Tisane? Po której stronie stajecie- zwolenników, czy przeciwników? :)


9 komentarzy:

  1. Nie znam i nie słyszałam wcześniej o tym balsamie :D ale raczej nie skorzystam :D

    a co do sesji u mnie blogowanie działa w odwrotną stronę - czyli jak mam się uczyć to zwiększa mi się aktywność na blogu haha :D

    OdpowiedzUsuń
  2. również wiele się o nim naczytałam ale mam zapasy Carmexa więc nie kupiłam do tej pory, myślę że jednak się nie skuszę po twojej recenzji choć byłam go ciekawa. Poza tym Carmex jest moim ideałem więc cóż chcieć więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja należę do wielbicielek Tisane. U mnie sprawdza się świetnie i już nie mogę doczekać się ponownego zakupu. Chwilowo jednak mam kilka balsamów i nie mogę robić aż tak dużych zapasów. Carmex sprawdzał się u mnie na początku. Później zaczął wysuszać usta.

    OdpowiedzUsuń
  4. ja lubię :) pierwsze opakowanie wykorzystałam w mgnieniu oka, drugie jakoś oszczędzam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie miałam go i nie zamierzam :) używam pierwszej lepszej pomadki zazwyczaj z Isany i nigdy nie miałam problemów z ustami :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam i lubię, chociaż to opakowanie trochę wkurza

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mam problemu z ustami, na jesień sobie kupię. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. znam ten kremik tylko ze słyszenia, jednak w samych pozytywach - to chyba pierwsza opinia mniej pochlebna.

    OdpowiedzUsuń
  9. znam ten krem i dla mnie jest okay ;)
    + obserwuję ;)

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli już tu jesteś zostaw po sobie komentarz- czytanie ich sprawia mi wiele radości :).
Nie zostawiaj natomiast spamu, reklam swojego bloga, czy pytań typu "obserwujemy?". Zazwyczaj sama z siebie przeglądam blogi moich czytelników i dodaję do obserwowanych, jeżeli przypadną mi do gustu :)