Dzisiejszy post jest raczej z tych do oglądania- mało tekstu, więcej zdjęć. Ostatnio robiłam porządki w kosmetykach i miałam okazję przyjrzeć się moim zapasom, które czekają na swoją kolej. Dzisiaj natomiast chwyciłam za aparat, porobiłam zdjęcia i postanowiłam spłodzić szybką notkę. Robienie zapasów to mój sposób na oszczędzanie- kupuję często na promocjach i nie muszę potem martwić się, że czegoś mi braknie i będę musiała szukać "na już". Wtedy najczęściej kupuję bezmyślnie i drożej. W moich zapasach królują głównie kosmetyki które używa się codziennie- żele pod prysznic, balsamy i kremy do rąk.
Na pierwszy rzut poszły kosmetyki myjące. Z tych produktów, w zapasach mam 3 sztuki. Myślę, że jest to taka liczba w sam raz- nie za dużo, nie za mało. Peeling myjący z Avonu wpadł do mnie już dość dawno. Czeka aż wykończę dwa peelingi Joanny. Żel Original Source to wygrana u Imp, a Isanę wrzuciłam do koszyka ze względu na zapach.
Ten tajemniczy zestaw żelu pod prysznic i balsamu do ciała Marquis udało mi się wygrać. Niezmiernie mnie ciekawi ze względu na fakt, że internet na temat kosmetyków tej firmy milczy. Czekajcie zatem na premierę!
Toniki z Tesco przekonały mnie do siebie już jakiś czas temu. Poświęciłam im notkę
tutaj i chętnie sięgam po kolejne buteleczki.
Obecnie kończę dwa kremy do rąk- Ziaję (
klik) i Isanę (
klik). Jeden z powyższych wpadnie wkrótce do torebki, drugi zamieszka na półce przy łóżku.
Balsamy i masła do ciała to moja słabość. Wszystkie 3 udało mi się zgarnąć w promocji. Dwa masełka Planet Spa po 10zł/szt. Szkoda było nie brać. Podobnie było z mleczkiem Lirene, które kosztowało mnie jedyne 5zł za względu na końcówkę serii!
Powoli dna dobija mój szampon przeciwłupieżowy Farmony. Na następcę wybrałam Green Pharmacy, który wiele osób sobie chwali. Mam nadzieję, że i mi przypadnie do gustu.
Kiedy nie mam czasu na trzymanie na głowie maski, lubię sięgnąć po odżywkę Timotei. Nie jestem w stanie nawet zliczyć ile opakowań już zużyłam. Szczególnie upodobałam sobie wersję z henną- jest genialna!
Kolorówka ma to do siebie, że nie kończy się szybko, dlatego też nie robię jej zbyt dużych zapasów. Podkład, puder, brązowe cienie, błyszczyk i tusz do rzęs to taka podstawa. Innych kosmetyków kolorowych nie kupuję na zapas, bo nie widzę sensu.
Saszetki to kolejna moja słabość. Są tak tanie, że zawsze podczas zakupów coś wpadnie mi do koszyka. Na zdjęciu kuracja do rąk, maska do włosów, olejek do kąpieli i 3 peelingi.
Na koniec zostały maseczki. Tych, w moich zapasach jeszcze niedawno było dużo więcej. Staram się je obecnie używać na bieżąco, a dopiero później dokupić nowe. Akcja maseczkowa która odbyła się chyba 1,5 roku temu spowodowała u mnie manie ich kupowania. Moja skóra nie narzeka, a i portfel też całkiem zadowolony, bo są naprawdę tanie.
Tym sposobem doszliśmy też do końca. Jak widzicie, moje zapasy nie są jakieś szalenie wielkie. Staram się rozsądnie kupować kolejne kosmetyki, a robienie zapasów wbrew pozorom pomaga mi znacznie w oszczędzaniu. Kolejnym plusem jest to, że np podczas mycia włosów nie okazuje się nagle, że nie mam odżywki. Przyznam jednak, że zdarza się mi czasem zagalopować, w końcu jestem tylko kobietą ;).
A Wy robicie zapasy?