Sezon na "zimowe" zapachy zdecydowanie
dobiegł końca. Za oknem słońce i temperatura mocno sugerują, że czas
odstawić ciężkie, słodkie kosmetyki. Tym samym ja dobiłam do końca z
pierniczkowym masłem do ciała z Farmony, które udało mi się ustrzelić w
naprawdę fajnej cenie w Biedronce. Za 3 kosmetyki (masło, żel i krem do
rąk) zapłaciłam 15 zł. Już jakiś czas temu rozpływałam się nad
Farmonowym masłem o zapachu pistacji i czekolady. A o tym jakie wywarł na mnie wrażenie piernikowy brat już informuję.
Standardowo,
w tego typu kosmetykach uwiódł mnie zapach. Po prostu powalił na kolana
już po pierwszym powąchaniu i co chwilę obwąchiwałam siebie, bądź
otwierałam "słoiczek". Zapach jest słodki, mocno korzenny, a przy tym
niechemiczny. Dodatkowo utrzymuje się długo na skórze, co spowodowało u
mnie kolejną falę zachwytu! Z rozprowadzaniem masła nie miałam
najmniejszego problemu. Jest lekkie, łatwe do rozsmarowania, i jak na
tego typu produkt, bardzo szybko się wchłania. Nie pozostawia też po
sobie żadnych tłustych warstw, chwała mu za to! Działanie tego masła też
mogę ocenić pozytywnie. Nie robi szału, ale mimo to, jest naprawdę
całkiem przyzwoite. Skóra jest nawilżona, miękka i... pięknie pachnąca!
Mnie od tych masełek zniechęca własnie zapach, jakoś mi nie pasuje ;)
OdpowiedzUsuńA ja chętnie spróbuję w kolejnym sezonie zimowym :)
OdpowiedzUsuńZapach nie dla mnie. ;)
OdpowiedzUsuńJuż czuję ten zapach... :)
OdpowiedzUsuń