poniedziałek, 15 czerwca 2015

Pierniczki, pierniczki, pierniczki!

Sezon na "zimowe" zapachy zdecydowanie dobiegł końca. Za oknem słońce i temperatura mocno sugerują, że czas odstawić ciężkie, słodkie kosmetyki. Tym samym ja dobiłam do końca z pierniczkowym masłem do ciała z Farmony, które udało mi się ustrzelić w naprawdę fajnej cenie w Biedronce. Za 3 kosmetyki (masło, żel i krem do rąk) zapłaciłam 15 zł. Już jakiś czas temu rozpływałam się nad Farmonowym masłem o zapachu pistacji i czekolady. A o tym jakie wywarł na mnie wrażenie piernikowy brat już informuję.


Standardowo, w tego typu kosmetykach uwiódł mnie zapach. Po prostu powalił na kolana już po pierwszym powąchaniu i co chwilę obwąchiwałam siebie, bądź otwierałam "słoiczek". Zapach jest słodki, mocno korzenny, a przy tym niechemiczny. Dodatkowo utrzymuje się długo na skórze, co spowodowało u mnie kolejną falę zachwytu! Z rozprowadzaniem masła nie miałam najmniejszego problemu. Jest lekkie, łatwe do rozsmarowania, i jak na tego typu produkt, bardzo szybko się wchłania. Nie pozostawia też po sobie żadnych tłustych warstw, chwała mu za to! Działanie tego masła też mogę ocenić pozytywnie. Nie robi szału, ale mimo to, jest naprawdę całkiem przyzwoite. Skóra jest nawilżona, miękka i... pięknie pachnąca!


Łatwo zauważycie, że pierwsze skrzypce w tym masełku gra zapach. Jest fenomenalny, nie nudzi się i podbije serce każdej, która kocha korzenne zapachy. Do tego dochodzi całkiem dobre działanie, więc czego chcieć więcej? ;)

4 komentarze:

Jeżeli już tu jesteś zostaw po sobie komentarz- czytanie ich sprawia mi wiele radości :).
Nie zostawiaj natomiast spamu, reklam swojego bloga, czy pytań typu "obserwujemy?". Zazwyczaj sama z siebie przeglądam blogi moich czytelników i dodaję do obserwowanych, jeżeli przypadną mi do gustu :)