poniedziałek, 22 września 2014

"O mój Boże, jestem studentką!", czyli poradnik dla początkujących i nie tylko

Pamiętam jak dziś, kiedy dostałam się wreszcie na studia. Wydawało mi się, że to pewien przełom w życiu i w pewnym sensie niewiele się pomyliłam. Wraz ze studiami zmienia się wszystko. Nauka nie jest już tym samym co w szkole. Nie siedzimy w ławce oczekując dzwonka, modląc się w duchu "oby mnie nie zapytała!" i nie nosimy wielkiej torby pełnej książek i zeszytów. Ale jak się przygotować do studiów, skoro właściwie nic o nich nie wiemy? Jeżeli trafiłaś tutaj, a może trafiłeś, bo za trochę ponad tydzień sama zaczynasz studia to postaram się trochę rozjaśnić o co chodzi w tym całym studiowaniu, dlaczego to wcale nie jest takie straszne, co znaczą te wszystkie dziwne pojęcia i jak skompletować swoją studencką "wyprawkę".


Dzienne, a zaoczne
Zaczynając od postaw to mamy do czynienia ze studiami dziennymi (stacjonarnymi), lub studiami zaocznymi (niestacjonarnymi), czyli chodzisz na uczelnię w tygodniu, albo w weekendy, podczas zjazdów. Ale to już wiesz, jeżeli od października zaczynasz studia. Jeżeli czeka Cię to za rok, albo więcej, może właśnie się czegoś dowiedziałaś :).

Dziwne studenckie pojęcia
Na pewno część z Was robi wielkie oczy słysząc kolos, zerówka, ECTSy, czy dzień rektorski. W tym miejscu postanowiłam pokrótce wyjaśnić te wszystkie pojęcia, którymi posługują się studenci, żeby nic Was nie zaskoczyło, kiedy pójdziecie już na uczelnię.

Dzień rektorski- to coś, co studenci lubią najbardziej! Jest to dzień wolny, który rektor ogłasza sam z siebie, lub na prośbę studentów. Powodów może być wiele- różne uroczystości, juwenalia, czy jeden dzień między świętami. Czasami występują też godziny rektorskie. Wtedy zajęcia odbywają się przykładowo tylko do 13.
Ćwiczenia- te najbardziej przypominają szkolną lekcję. Zajęcia są prowadzone w mniejszych grupach i nastawione są bardziej na część praktyczną tego co pojawiło się na wykładzie. W jaki sposób się odbywają, zależy głównie od prowadzącego.
Wykład-  to ten moment, kiedy zasiadasz w ławce i prowadzisz skrupulatne notatki, które okazują się wybawieniem w czasie sesji i pozwolą na szybkie jej zakończenie. Wykład to nic innego jak wyłożenie teorii przez prowadzącego.
Lektorat- czyli zajęcia z języków obcych. Taka lekcja angielskiego/niemieckiego/itd, którą znasz ze szkoły ;).
Kolokwium- to taki sprawdzian w trakcie semestru. Na mojej uczelni najczęściej jest jedno kolokwium w połowie semestru, drugie na koniec, a ocena z obu stanowi zaliczenie ćwiczeń. Jednak ich ilość zależy od prowadzącego.
Sesja- to pojęcie na pewno nie jest Ci obce! Sesja to czas egzaminów. Zajęcia normalne już się nie odbywają. Studenci uczą się po nocach, żeby rano iść na egzamin i zdać go na 5! ;)
Zaliczenie- to taki egzamin z ćwiczeń. Najczęściej, żeby móc podejść do egzaminu w sesji, musisz zaliczyć ćwiczenia.
Zerówka- w definicji jest to taki egzamin przed sesją, który powinien odbywać się bez konsekwencji. Zdałaś? Masz ocenę. Nie zdałaś? Idziesz na egzamin w sesji, jakby ta praca nigdy nie istniała. Niestety, część wykładowców nie robi ich wcale, lub robi na prawach normalnego egzaminu.
Egzamin- to ten moment, kiedy musisz wykazać się swoją wiedzą z całego semestru. Egzamin kończy Twoją przygodę z danym przedmiotem.
Punkty ECTS- mają one na celu pokazać ile pracy musi włożyć student, żeby zaliczyć dany przedmiot. Ważniejsze przedmioty mają więcej punktów ECTS, mniej ważne mniej. Do zaliczenia semestru potrzebujesz 30 punktów. Na ich podstawie oblicza się także średnią ocen.
Obrona- to egzamin kończący studia polegający na obronie pracy, którą pisałaś przez ostatni miesi.. ekhm, cały ostatni rok! W zależności od uczelni, musisz zaprezentować swoją pracę, lub odpowiedzieć na kilka pytań komisji, żeby móc cieszyć się dyplomem i wyższym wykształceniem.

Studencka wyprawka
Studia to nie szkoła, dlatego koniec z kupowaniem 30 podręczników, kolejnych 40 zeszytów, piórnika, długopisu zielonego, czarnego, niebieskiego, dwóch ołówków, gumki do mazania, linijki, ekierki i dwudziestego w życiu kątomierza, bo poprzedni znowu zaginął. Generalnie studia można bez problemu przetrwać z jednym zeszytem i jednym długopisem. Ewentualnie potrzebny będzie jeszcze kalkulator, jeżeli wybierasz się na kierunek bardziej ścisły. Wszystko co musisz kupić zależy tylko i wyłącznie od Twoich potrzeb i wygody. Jeśli jesteś wzrokowcem na pewno przydadzą się kolorowe zakreślacze i długopisy, ale o tym trochę później.
Nie przeraź się kiedy przyjdziesz na pierwszy wykład, a prowadzący poda listę 10 książek dotyczących danego przedmiotu. W zeszłym roku przerażona dziewczyna z pierwszego roku zapytała mnie "my to wszystko mamy kupić?!". Odpowiedź brzmi: nie! Najczęściej do zaliczenia danego przedmiotu wystarczają same notatki z wykładów. Książki podane przez wykładowcę mogą pomóc w zrozumieniu określonego zagadnienia, zawierają więcej informacji, zagłębiają temat. Zajrzenie tam może być pomocne, ale na pewno nie będziesz czytać wszystkiego od deski do deski :).


Jak robić notatki
Jak będą wyglądały Twoje notatki, zależy tylko i wyłącznie od Ciebie. Jeśli nie chcesz, nie musisz ich robić. Nikt na Ciebie nie będzie o to krzyczał. Będziesz sama na siebie krzyczeć, podczas sesji! ;). Koniec z dyktowaniem przez nauczyciela co zanotować, co podkreślić, co możesz pominąć. Na wykładzie sama decydujesz co notować, w jaki sposób i na czym. 
Sposobów na notatki jest wiele i zapewne po jakimś czasie sama wypracujesz swój system. Możesz notować w zeszycie, na kartkach, czy na laptopie. U mnie najlepiej sprawdza się duży zeszyt A4, który dzielę na wszystkie przedmioty i tym sposobem wszystko jest na swoim miejscu. Luźne kartki nie zdały u mnie egzaminu. Podczas nauki, zamiast skupić się na nauce, co chwilę musiałam układać kartki, które cały czas mi się mieszały. Notowanie na laptopie jest świetne, ale.. trzeba go na uczelnię nosić. Jest ciężki, trzeba go pilnować, zdecydowanie nie dla mnie. Chociaż pisanymi w wordzie notatkami nie pogardzę ;).
Jako że jestem wzrokowcem, naukę znacznie ułatwiają mi wszelkie kolorowe zakreślacze, długopisy, flamastry, a nawet kredki. Przed sesją, moje notatki zamieniają się w istną feerię barw. Często siedząc na egzaminie kojarzę, że jakieś pojęcie było podkreślone na zielono, wzór zapisany w czerwonej ramce, a cechy czegoś tam wymienione od fioletowych kropek. To naprawdę pomaga!

Jak przetrwać wśród ludzi
Na to jest tylko jedna rada! Nie bądź snobką, ale nie daj się też wykorzystywać. Na studiach spotkasz różnych ludzi. Od tych, którzy będą chcieli, żeby się dzielić z nimi notatkami/pytaniami/itd, ale sami również będą pomocni, po tych, którzy szukają jelenia na odwalanie za nich całej roboty. Grunt to wyczuć z kim mamy do czynienia. Nie zakładaj od początku, że każdy chce Cię wykorzystać. Zgrani, pomagający sobie ludzie to naprawdę fajna sprawa!
Poza tym, pamiętaj, żeby nawiązywać nowe znajomości! Moja jedna znajomość trwa już 3 lata i jest najlepszą rzeczą, która spotkała mnie na studiach! ;)


Zdaję sobie sprawę, że wiele z tego co napisałam jest oczywiste. Ale mam też nadzieję, że w jakiś sposób udało mi się też rozjaśnić kilka spraw. Pamiętam jak w liceum nauczyciele straszyli nas tym, jakie studia są ciężkie, co to nie będzie i że właściwie to taka szkoła przetrwania. Nic bardziej mylnego! Studia mają swoje plusy i minusy, ale zdecydowanie mówię, że studiowanie to fajna sprawa!

Dajcie znać, jeśli macie jakieś pytania!
Trzymajcie się ciepło! :)

26 komentarzy:

  1. STudia... jak dobzre ze już za mną :D


    A co do powiązania wykładów z notatkami i egzaminami - trzeba się liczyć z tym, że na egzaminach zdarzają się niespodzianki, czyli tematy, których nei było na wykładach/ćwiczeniach. Niestety nikogo nie interesuje, ze "ale tego nei było"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a jeszcze co do notatek, to u mnie najlpiej spisały się zwykłę małe zeszyty.

      Usuń
    2. Prawda, niespodzianki się zdarzają. No ale nic na to nie poradzimy ;)

      Usuń
  2. Na studiach bym sobie pewnie poradziła, chociaż na nie nie poszła ;) bo mój nauczyciel z historii w liceum robił nad właśnie takie 'wykłady' zamiast zwykłej lekcji i miałam zawsze eleganckie notatki ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak miałam z polskiego. I z tych notatek uczyło mi się najlepiej ;)

      Usuń
  3. Ja jestem jedynie przerażona, bo przede mną już ostatni rok na licencjacie ;P A w lipcu pewnie obrona ... Ale nie wyobrażam sobie już wrócić do regularnych lekcji w liceum czy gimnazjum :) Bo tu czasem wykład można opuścić bez konsekwencji, a w szkole niekoniecznie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma nic prostszego na studiach niż obrona ;).
      Ja też nie wyobrażam sobie powrotu do szkoły!

      Usuń
    2. Oj tutaj się nie zgodzę - według mnie to zależy od kierunku studiów. U mnie to była niezła jazda, nie pisaliśmy typowej pracy, ale mieliśmy ustny egzamin ze wszystkich przedmiotów + jedno pytanie z pracy seminaryjnej. Jedna osoba siedziała, a raczej stała przed tablicą około godziny i była maglowana ze wszystkich stron. Było też sporo osób, które po prostu nie zdały, mimo dużej wiedzy, gdyż trzeba było wszystko dokładnie omawiać.

      Usuń
  4. Świetny post. Ja po licencjacie nie wiem co to zerówka, ECTSy czy jakieś dni rektorskie xD tzn. w teorii wiem, ale u mnie tego nie było, bo ja nie byłam na typowej uczelni :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozśmieszyło mnie zdanie, gdzie piszesz o 40 zeszytach i kolorowych długopisach :D Uwierz mi, że widziałam różne rzeczy na studiach i niektórzy mają piórnik jak pierwszaki :D Wpis jak najbardziej mi się podobał, ja kiedyś też pisałam coś na temat nauki i studiowania, być może powrócę do tego tematu, bo to "temat rzeka". ;) Co do zerówek to u mnie nie było ich praktycznie w ogóle. Szkoda, bo zawsze to jakiś przedmiot z głowy wcześniej, niż później masa egzaminów w jednym czasie. Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie na pierwszym roku nie było prawie wcale zerówek. Ostatni semestr licencjata zdałam za to na samych zerówkach. Ale to też dlatego, że prawie wszyscy się chcieli bronić jak najwcześniej ;)

      Usuń
  6. Ja już piąty semestr ciągnę ten sam koło-zeszyt :D A książkę miałam tylko jedną - angielski :)
    Po czasach technikum jakoś dziwnie było się przestawić na tryb studencki, gdzie rozleniwiłam się i żart: "Co robi student podczas wykładu? - Śpi" w 100% oddaje moją obecność na wykładach. Studia są fajne :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Na każdej uczelni punkty ECTS 'działają' inaczej, jak sądzę. Fakt, że mniej ważne przedmioty mają mniej punktów, ale niejednokrotnie musiałam się bardziej namęczyć, by je zaliczyć niż przedmioty za dużo większą liczbę punktów (kwestia prowadzących). I nie zawsze suma ECTSów wynosiła 30 za każdy semestr, różnie bywało, ale zawsze była podana minimalna wymagana liczba punktów, by przejść na kolejny semestr. Chciałam tylko zwrócić uwagę na to, że dużo zależy od uczelni.
    Jeśli chodzi o zeszyty, to osobny miałam tylko do matmy, bo materiału było mega dużo, a całą resztę jakoś mieściłam w jednym ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że tak naprawdę od prowadzącego zależy ile musimy się z przedmiotem namęczyć. W teorii jednak, odzwierciedlać mają to ECTSy ;).
      Faktycznie, nie zawsze jest to 30 punktów, ale na większości uczelni tak. Mój błąd :).

      Usuń
  8. Świetna notka, akurat dla mnie bardzo przydatna! Dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja studiowałam jeszcze w innej epoce, bo broniłam się ponad 10 lat temu. Ale wszystko o czym piszesz i wtedy miało zastosowanie (poza punktami ECTS, za moich czasów ich nie było). Ja chodziłam na wszystkie zajęcia, dzięki czemu zawsze miałam świetne notatki, uzupełniane czasami literaturą. Chętnie je też pożyczałam, ale miałam jedną zasadę - chcesz pożyczyć notatki, musisz chodzić na wykłady. Możesz siedzieć z tyłu i spać na ławce, ale skoro ja wstaję o 6.00, żeby na 8.15 być na zajęciach, to ty też możesz na nich być :) Fajnie wspominam studia, choć nie wiem czy dałabym radę raz jeszcze zrobić 4,5-letnią szkołę. Wolę zdecydowanie krótsze kierunki, podyplomowe czy policealne.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dobry wpis ;] Jestem już po trzecim roku studiów i z uśmiechem na twarzy wspominam jak to było zaczynać studiować.
    U mnie w kwestii notatek najlepiej się sprawdziły wkłady do segregatora i skoroszyty. Jakoś miałam i dalej mam manie pisania ich ołówkiem. Bywałam na wszystkich wykładach, ale przynajmniej tych na które według mnie sens było chodzić. A że mieszkałam w akademiku, to zawsze przed sesją były długie kolejki po notatki, bo nikt żadnych nie miał ;]
    Ale mimo wszystko studiowanie jest dość przyjemne i ja mam miłe wspomnienia po tych trzech latach ;] Nawet sesja nie była taka zła ;D

    OdpowiedzUsuń
  11. No to za parę dni zaczynam! ;D

    OdpowiedzUsuń
  12. W tym roku skończyłam studia magisterskie i dziwnie się czuję wiedząc, że od października nie wrócę na wydział... Już zaczynam kombinować, że może za rok zacznę coś nowego, ale to muszę najpierw znaleźć lepiej płatną pracę, żeby nie być takim typowym wiecznym studentem na garnuszku rodziny ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetna notka :) przeczytałam z przyjemnością, bo w tym roku zacznę swoje studia :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Za 2 dni zaczynam 1 rok studiów. Nie wiem czego się spodziewać :)

    OdpowiedzUsuń
  15. do nauki przydają się także kolorowe karteczki jako zakładki

    OdpowiedzUsuń
  16. Przydatny wpis, informacje te na pewno przydadzą mi się w nowym roku akademickim, bo nie jestem jeszcze studentką ;). W tym roku pisałam maturę, poszło mi dobrze, dlatego mam nadzieję, że uda mi się dostać na studia prawnicze. Pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy na blogu. :)

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli już tu jesteś zostaw po sobie komentarz- czytanie ich sprawia mi wiele radości :).
Nie zostawiaj natomiast spamu, reklam swojego bloga, czy pytań typu "obserwujemy?". Zazwyczaj sama z siebie przeglądam blogi moich czytelników i dodaję do obserwowanych, jeżeli przypadną mi do gustu :)