sobota, 29 września 2012

Czerwień idealna, lakier niekoniecznie- My Secret nr 119



Długo szukałam lakieru, którego kolorem będzie klasyczna, czysta czerwień (było to już jakiś czas temu, myślę, że obecnie nie byłoby takiego problemu). W końcu trafił mi się kolor idealny z serii lakierów My Secret, konkretniej nr 119. Zakochałam się od razu, pod względem koloru był tym czego szukałam. 


Za 10ml płacimy ok. 6zł w drogerii Natura. Dobrze kryje już przy 2 warstwach, nie smuży, kolor jest intensywny, ładnie się błyszczy. Pędzelek nie niszczy się, dobrze się nim maluje, ale jest za krótki i mam problem z wydobyciem lakieru (zostało mi pół buteleczki). W kwestii utrzymywania się na paznokciach ma ode mnie wielki minus, bardzo szybko odpryskuje, czym strasznie mnie zawiódł. Jeżeli kiedyś kupię ponownie to tylko ze względu na kolor, jednak przy obecnej gamie kolorów innych lakierów raczej nie będę miała problemu ze znalezieniem mu zastępcy.


 Lakier na palcu wskazującym prześwituje przez to, że z tyłu stała lampka.



Jaki jest Wasz typ lakieru w kolorze klasycznej czerwieni? :-)

czwartek, 27 września 2012

Peeling cytrynowo-kokosowy

Ostatnio wybrałam się na małe zakupy. Wróciłam do domu z klamrą do włosów, potrójnym cieniem, szczoteczką do paznokci i... sondą do zdobienia paznokci, która marzyła mi się już od dawna- ale będzie malowania! :-). Mam nadzieję, że uda mi się ją opanować i stworzyć coś ciekawego. Na dniach pewnie pojawi się tu jakiś twór :-).


Ale dzisiaj nie o tym, a o domowym peelingu. Pomysł na niego wpadł mi do głowy podczas ostatniego olejowania włosów. W ramach eksperymentów wymieszałam olej kokosowy i olejek Alterry z oliwką i limonką. W efekcie powstała mi mieszanka o fajnym, orzeźwiającym zapachu, który można wykorzystać do domowego peelingu. To już ostatnie dni, kiedy sięgam po takie lekkie zapachy- zbliża się jesień, później zima, a to oznacza dla mnie zapachy czekolady, wanilii i inne tego typu.


Czego użyłam?
-szklanka cukru
-2 łyżki oleju kokosowego
-sok z połowy cytryny

Przygotowanie:
Dziecinnie proste :-). Wystarczy wymieszać wszystko ze sobą i można cieszyć się tanim, domowym peelingiem o orzeźwiającym zapachu :-). Proporcje można zmieniać w zależności od tego ile i o jak intensywnym zapachu peelingu oczekujemy. Dodatkowo w przypadku takiej mieszanki możemy bawić się składnikami i dobierać je zgodnie z naszymi preferencjami. U mnie olej kokosowy pojawił się nie tylko ze względu na zapach, ale też fakt, że bardzo lubi się z moim ciałem :-). Po takim zabiegu skóra jest miękka, delikatna w dotyku i przyjemnie pachnie :-)




A jakie są Wasze pomysły na domowe peelingi? :-)

poniedziałek, 24 września 2012

Włosy bez puchu, czyli żel z siemienia lnianego

O żelu lnianym pierwszy raz usłyszałam na wizażu i pomyślałam, że chyba ktoś zwariował. No cóż, wielki, przezroczysty glut nakładany na włosy- nie brzmi to dobrze. Mimo pierwszej myśli, z czasem skusiłam się. Dlaczego? Zawiera naturalny skład i niekończące się opinie kręconowłosych, że dzięki niemu można pozbyć się puchu (polecany jest głównie do włosów kręconych).


Zawsze miałam włosy, które żyły własnym życiem, doprowadzając mnie tym samym do szału. Napuszone nadawały mi wyglądu baranka- a ja prostowałam, one się puszyły, ja prostowałam. Z czasem pojęłam, że nie tędy droga. Odstawiłam prostownicę (to już ponad rok :-)) i małymi krokami zaczęłam wtajemniczać się w pielęgnację. No i nadeszła także era żelu lnianego.


Mój sposób na przygotowanie:
-szklanka wody
-2 łyżki niemielonego siemienia lnianego
-kilka kropel olejku eterycznego


Do małego garnuszka wlewam wodę, wsypuję siemię i wstawiam na 15 minut na mały ogień, co jakiś czas mieszając. Im dłużej będzie się gotował tym gęstszy wyjdzie. Później przecedzamy przez sitko (czasem trzeba poskrobać trochę widelcem, jeżeli nie chce przejść). Kiedy wystygnie dodaję kilka kropel olejku eterycznego (nie mylić z zapachowym!) , Gotowego glutka przykrywam i wstawiam do lodówki, gdzie może stać nawet do 2 tygodni (w zależności od gęstości i ewentualnych dodatków). Proporcje mogą się zmieniać w zależności od tego ile i o jakiej konsystencji żelu oczekujemy. Kolor żelu jest przezroczysty lub lekko brązowy- niestety nie wiem od czego to zależy- mój wyszedł dzisiaj po raz pierwszy brązowy. Oba jednak są tak samo skuteczne :-)


Moja opinia:
Uwielbiam! Zastępuje sklepowe żele (napakowane nie wiadomo czym), jest w 100% naturalny, niewiarygodnie tani i co najważniejsze działa cuda. Moje włosy przestały się puszyć, ładniej się kręcą, nie są obciążone i lepiej wyglądają. Działa nawilżająco, zmiękczająco
i wygładzająco. Zawiera witaminy: B1, B6, E, cynk, oraz aminokwasy. Dodatkowym plusem jest fakt, że nie da się go przedawkować, oraz jest łatwy w przygotowaniu.


Inne zastosowania:
Żelu można użyć również jako płukanki (rozcieńczony wodą do ostatniego płukania) lub maski (nakładamy na włosy pod foliowy czepek, trzymamy około godziny i zmywamy).
A na koniec polecę jeszcze prażone siemię- pycha! :-)

Jakie jest Wasze zdanie o żelu lnianym? :-)

czwartek, 20 września 2012

Balsamy ochronne do ust Sensique

Jakiś czas temu w Naturze była promocja na balsamy ochronne do ust z Sensique. Jako, że moja pomadka z Nivei gdzieś zginęła postanowiłam się skusić i wzięłam wszystkie 3 dostępne wersje (zapłaciłam 3zł za sztukę)- jagodową, czekoladowo-pomarańczową i chyba malinową- tą oddałam od razu mamie.


Opakowania tych balsamów pełnią funkcję gadżetu (?), zatyczki posiadają na górze dzióbek do którego można dopiąć smycz dołączoną do balsamu. Dla mnie jest to zupełnie niepotrzebne, zdarza mi się ją dopinać, kiedy wrzucam balsam do pełnej torebki- wtedy łatwiej go znaleźć. Plusem jest, że opakowania są solidne, nie otwierają się same, tak jak zdarza się to w przypadku innych pomadek.
Oba zawierają w składzie m.in. biały wosk pszczeli (Cera Alba), olejek jojoba (Jojoba Oil) i masło shea (Shea Butter), oraz witaminę E (Tocopherol Acetate).



Wersja pomarańczowo- czekoladowa:
Na początku byłam w miarę zadowolona. Z czasem jednak chemiczny zapach zaczął mi przeszkadzać. Nie przypomina on ani pomarańczy, ani czekolady- pachnie nie wiem czym (kojarzy mi się z pachnącymi gumkami do mazania, które sprzedawali w sklepiku szkolnym w mojej podstawówce..). Do tego strasznie łatwo się topi. W kwestii ochrony prezentuje się przeciętnie- ani świetnie, ani beznadziejnie- typowa pomadka ochronna.



Wersja jagodowa:
Ten balsam jest dla mnie o niebo lepszy- zapach nie jest taki chemiczny, słodko-cierpki, pachnie faktycznie jagodami. Ze względu na taki sam skład reszta mojej opinii jest taka jak przy wersji czekoladowo-pomarańczowej- łatwo się topi, średnio chroni. Jednak używanie tego balsamu sprawia mi większą przyjemność.



Moja ocena:
Raczej nie skuszę się ponownie- jeżeli już to na wersję jagodową. Ta dostaje ode mnie 5/10, pomarańczowo-czekoladowa, za swój koszmarny zapach 4/10.

Jakie są Wasze ulubione pomadki ochronne? :-)

piątek, 14 września 2012

Mój typ, czyli płyn micelarny do demakijażu twarzy i oczu Bourjois

Dzisiaj trochę o kosmetykach do demakijażu, a konkretniej płynie micelarnym Bourjois. W kategorii demakijażu jestem bardzo wybredna. Miałam już wiele mleczek, płynów i przyznam, że ciężko mnie zadowolić. Zazwyczaj problemem dla mnie jest, że produkt nie daje sobie rady z makijażem, albo uczula.


Cena i dostępność:
Płyn można bez problemu dostać w Rossmannie w cenie 13,99zł/250ml. W najnowszej gazetce jest na niego właśnie promocja i można go kupić za 10,99zł (najnowsza gazetka, ważna od dzisiaj-> klik).


Kilka słów od producenta: 


Moja opinia:
Produkt dostałam w ramach wizażowej wymianki i był to zdecydowanie strzał w dziesiątkę. Spełnia moje dwa podstawowe wymagania: nie uczula mojej wrażliwej twarzy, oraz dobrze radzi sobie z makijażem. Najczęściej problemem przy tego typu kosmetykach był eyeliner- płyn zmywa go dokładnie i przede wszystkim nie rozmazuje po całej twarzy. Nie pozostawia po sobie żadnej kleistej warstwy, nie wysusza, nie szczypie w oczy. Lubię go także za dość dużą pojemność, chociaż wiem, że dla osoby, której nie podpasuje może to być problem. Płyn ma konsystencję wody, nie zawiera alkoholu i ma bardzo delikatny zapach, którego określić nie potrafię (producent jednak umieścił informację, że jest bezzapachowy). Mimo swojej konsystencji jest wydajny (używam już ok. 3 miesięcy, zużycie widoczne na zdjęciu). Duży minus pojawia się w kwestii opakowania, konkretnie zatyczki posiadającej zbyt dużą dziurkę, przez którą zdarza mi się wylać za dużo produktu.

Ostateczna ocena:
Produkt zdecydowanie przypadł mi do gustu. Spełnia moje oczekiwania, nie ma wygórowanej ceny i mogę polecić go z czystym sumieniem. Jest to coś, czego szukałam już dłuższy czas. Dostaje ode mnie 9/10.

A co Wy o nim sądzicie? Jaki jest Wasz ulubieniec do demakijażu? :-)

wtorek, 11 września 2012

Paski, paski, paski!

Z racji, że moje wakacje jeszcze trwają mam trochę czasu na różne eksperymenty. I tak właśnie powstały moje paznokcie, które dzisiaj pokażę. Od razu powiem, że nie są zrobione zbyt dokładnie (pierwsze próby z gąbeczką :-)), a dodatkowo wykonane przez kompletnego amatora :-).
 

Użyłam 3 odcieni zieleni:
-Ingrid nr 322
-oraz dwóch lakierów n.t.n. n8 i 71 (kupione za grosze na allegro, a bardzo je lubię :-))


Każdym po kolei zrobiłam na gąbeczce paski: 


I odbiłam na paznokciach. 
Efekt wyszedł taki: 




Całe wykonanie nie trwa długo. Najwięcej czasu zajęło zmywanie lakieru dookoła paznokci :-).
 
Podoba Wam się? Jaki jest Wasz sposób na nietypowe paznokcie? :-)

poniedziałek, 10 września 2012

Joanna, Body Naturia, Balsam do ciała z grejpfrutem

Dzisiaj przychodzę do Was z kilkoma słowami o balsamie do ciała z grejpfrutem Joanny. Znalazł się on w mojej szafie całkowicie przypadkiem. Krążąc między półkami w hipermarkecie przypomniałam sobie, że skończył mi się balsam i właściwie potrzebuję go na już. Padło akurat na ten.

  
Dostępność i cena:
Za swój zapłaciłam około 7zł/200g- tu bez wątpienia mogę powiedzieć, że cena jest dużym plusem balsamu. Również z dostaniem go nie powinno być problemu. Swój znalazłam na półce w Auchanie, jednak widziałam go też w innych sklepach, mniejszych drogeriach. Powinien być też w Rossmannie, jednak tego nie jestem pewna (może ktoś mnie upewni? :-))

Warianty:
Balsam można dostać w 5 wariantach zapachowych:
-grejpfrut
-kiwi
-truskawka
-pomarańcza
-czarna porzeczka 

Czym nas przekonuje producent:


Moja opinia:
Z produktem zapoznałam się dość dobrze, gdyż została mi już końcówka. Do zakupu przekonał mnie zapach- prawdziwie grejpfrutowy, niechemiczny, kusił swą świeżością- w sam raz na lato. Kiedy nadszedł czas wypróbowania również spotkała mnie miła niespodzianka. Konsystencja jest dokładnie taka jaką lubię, lekka, niezbyt gęsta i niezbyt lejąca, a zatem czyni też balsam dość wydajnym. Rozprowadza się bardzo dobrze, nie klei (a tego nienawidzę) i szybko wchłania. Za opakowanie również otrzymuje ode mnie duży plus- jest wygodne, poręczne, nic się nie wylewa, a produkt można wykorzystać do ostatniej kropli poprzez odcięcie góry. Przechodząc do jego działania muszę trochę zastopować ze wszystkimi "ochami" i "achami". Nawilżenie jest widoczne, skóra poprawiła się, jednak nie jest to dla mnie wystarczający efekt. Mam dość suchą skórę na nogach (szczególnie łydki), dlatego od balsamu oczekuję więcej, niż potrafi zdziałać Joanna. Myślę jednak, że dla osób nie mających tego problemu produkt bardziej przypadnie do gustu.

 

Ostateczna ocena:
Balsam ma wiele plusów, jednak nie nawilża poszczególnych partii ciała tak jak tego oczekuję.Mimo wszystko nie mówię mu stanowczego "nie", ale nie wiem czy zagości jeszcze na mojej półce, bo wciąż szukam swojego ideału. Moja ocena tego produktu to 6,5/10.

Znacie ten balsam? Jaki inny jest Waszym hitem? :-)

sobota, 8 września 2012

Artykuły na paznokciach, czyli gazetowe paznokcie

Ze względu na kurację z Eveline dawno nie malowałam paznokci. Wczoraj jednak postanowiłam coś zmalować i tak wpadłam na pomysł wypróbowania gazetowych paznokci.


Czego użyłam?
-odżywki Eveline 8w1
-lakieru Vollare DaVinci (HD nr 4)
-zmywacza w markerze Essence
-skrawków szarej gazety
-wódki żołądkowej (nie miałam czystego spirytusu ;-))
-wacika
-odżywki Sensique
Wykonanie:
1. Na samym początku nałożyłam odżywkę Eveline 8w1.
2. Później pomalowałam paznokcie lakierem (niestety dość niedokładnie, ale nie miałam zbyt wiele czasu na to), a skórki wyczyściłam zmywaczem w markerze.


3. Kiedy lakier wysechł przystąpiłam do celu głównego: odbicia literek na paznokciach. Tu na pierwszy plan wystąpiła wyżej już wymieniona wódka żołądkowa i skrawki szarej gazety. Każdy z nich po kolei moczyłam w wódce i przykładałam do paznokcia mocno dociskając wacikiem (im dłużej się przytrzyma, tym lepiej się odbije, ale moja cierpliwość z tą zasadą przegrała). Po ściągnięciu wystarczy delikatnie zrolować resztki gazety i mamy literki na paznokciach :-)


4. Na koniec wszystko przejechałam odżywką Sensique, żeby ładnie błyszczały, a literki nie uległy szybkiemu starciu (używam jej zamiast lakieru bezbarwnego, bo jako odżywka się nie sprawdziła).
5. Ucieszyłam się, że jako tako wyszło :-)
Efekt końcowy:

Ta-dam! :-)
Uwagi:
Jak już pisałam, robiłam takie paznokcie pierwszy raz. Nie wyszły oszałamiająco, ale myślę, że to kwestia wprawy. Na zdjęciu widać, że najsłabiej odbiło się na małym palcu- był pierwszy ;-). Samo wykonanie nie jest jednak trudne :-).

Próbowałyście? A może macie jakieś inne ciekawe pomysły na paznokcie? :-)

piątek, 7 września 2012

Tani sposób na dłuższe rzęsy, czyli olejek rycynowy

Minęło kilka dni odkąd skończyłam swoją kurację z olejkiem rycynowym. Czas, który poświęciłam tej przyjemności to równiutkie 30 dni. Wcześniej zabierałam się już za to milion razy, jednak dopiero tym razem wytrwałam. I tak oto mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że mam już własną opinię na temat tego sposobu na rzęsy. Czas podzielić się tym doświadczeniem z Wami :)


O samym olejku:
Jego nazwa brzmi niepozornie, jednak dziwić może fakt, że jest to lek na przeczyszczenie. Budzi to w niektórych osobach wątpliwości- czy to na pewno o ten olejek rycynowy chodzi? Zatem odpowiadam- tak, dokładnie o ten :-). Jego konsystencja jest dość gęsta, a co za tym idzie, mam wrażenie, że nigdy się nie skończy (o ile stosujemy go tylko na rzęsy :-)). Zapach nie należy do przyjemnych, jest dość mdły, ale nie jest on na szczęście na tyle intensywny, żeby zniechęcać do stosowania. Wystarczy go nie wąchać :-).


Cena i dostępność:
Tutaj jest ogromny plus dla tego produktu. Dostać możemy go w każdej aptece, a jak wiadomo, aptek nie brakuje. Byłabym bardzo zdziwiona, gdyby ktoś miał problem z zakupem. Jeżeli chodzi o cenę to jedno jest pewne- nasz portfel bardzo ją polubi. Ja za swój zapłaciłam 1,80zł/30g.
Stosowanie:
Jak już wspomniałam na początku, olejku używałam dokładnie 30 dni. Nakładałam go wieczorem przed samym położeniem się do łóżka. Posłużyłam mi do tego umyta szczoteczka po zużytym już tuszu. Rano wystarczyło przetrzeć okolice oczu tonikiem i po olejku nie było śladu. Łatwo się domyślić, że przy stosowaniu czegoś na rzęsy nie trudno o kontakt z okiem. Nie wywołał on u mnie żadnych problemów, podrażnień, pieczenia, czy zaczerwienienia.
Efekty:
Na pewno są. Z natury mam dość krótkie i rzadkie rzęsy. Dzięki olejkowi rycynowemu stały się dłuższe i gęstsze. Nie jest to jakiś spektakularny efekt, jednak widoczny- potwierdziło to ostatnie pytanie jakie usłyszałam: czy nie mam jakiegoś nowego tuszu, że moje rzęsy są ładniejsze niż były. 



Ostateczna opinia:
Sposób sam w sobie dobry, przyniósł jakieś efekty, stan rzęs uległ poprawie. Koszt kuracji z olejkiem jest śmieszny, co dodatkowo zachęca do spróbowania. Może kiedyś wrócę do tego olejku, jako odżywki do rzęs. W planach jednak mam jak na razie spróbowanie jakiegoś produktu drogeryjnego. Moja ocena to 6,5/10.

A jakie są Wasze doświadczenia z olejkiem rycynowym?
Może macie inny sposób na długie i gęste rzęsy?

czwartek, 6 września 2012

Water marble, czyli eksperyment z metodą wodną

Do wypróbowania water marble, czyli wodnej metody malowania paznokci zabierałam się już dawno. Dzisiaj w końcu nadszedł ten dzień. 

Czego użyłam?
-lakieru Vollare DaVinci (nr 6?)
-lakieru Crystal Strenght Lovely (nr 134)
-odżywki Sensique (zdegradowana przeze mnie do miana lakieru bezbarwnego)
-zmywacza do paznokci
-zmywacza w markerze Essence
-szklanki z wodą
-wykałaczek
-wacików
 Wykonanie:
Zaczęłam od pomalowania paznokci lakierem, który będzie podstawą całości:


Kiedy lakier wysechł przystąpiłam do drugiego kroku. Nie robiłam jednak tak jak wszędzie jest to opisywane, czyli wkrapianie do wody obu kolorów lakierów. Wykorzystałam tutaj lakier niebieski i bezbarwny (odżywka Sensique), spod której będzie przebijał pudrowy róż :-).


Wykałaczką zrobiłam "wzorki" (można też do tego użyć igły). Tu potrzeba delikatności, żeby lakiery się do niej nie przylepiły :-)


W mojej mojej mieszance zanurzyłam paznokieć, a resztki lakieru zebrałam wykałaczką. Efekt był taki:


 A po powtórzeniu wszystkich kroków na reszcie paznokci taki:



Teraz zostało mi tylko oczyścić skórę dookoła paznokci zmywaczem. Z tego co się orientuję, niektóre dziewczyny obklejają palce dookoła paznokci taśmą klejącą. Mnie się w to bawić  nie chciało- i tak musiałabym użyć zmywacza, bo tak dokładnie nie da się obkleić (chyba, że o czymś nie wiem? :-)).

Efekt:
Końcowy efekt prezentuje się tak:


Na koniec dodam tylko, że jest to bardzo czasochłonna metoda i wymaga dużo cierpliwości. Do tego dochodzi dość duże zużycie lakierów. Jednak najbardziej zirytowały mnie skórki, których nie mogłam doczyścić. Nie wiem czy pokuszę się jeszcze na takie paznokcie :-).

Próbowałyście? A może macie dopiero zamiar? :-)